środa, 17 listopada 2010

wynalazki

Podobno palacze przestaną chodzić do knajp.
Podobno to tylko żart, bo i tak w połowie knajp nadal będzie można palić.
Podobno ta ustawa to jeden wielki żart. Nic się nie zmieni...

Dla tych, co wierzą w zakazy jest już kabina dla palaczy.

Ja też bym chciała wierzyć. Dlatego szukam po głowie pomysłów.
Popkultura sama podsyła mi kolejne rozwiązanie.
Cinematic do gry Starcraft II.
Od 4 minuty do 4'04''.


 Hełm dla palacza!


Dymione szkło. Mikrofiltry i gumowe uszczelki. Wbudowany mikrofon i zewnętrzny głośnik.





Na miejscu biadolących palących byłabym takim wynalazkiem podekscytowana!

ostatnia paróweczka chodzi mi po głowie...

Czytam dzieciom wieczorem  PRL-owską bajkę z innego świata: "Jak Wojtek został strażakiem".

Pymonek jeszcze nie mówi, ale wiem, że on też chce być strażakiem. To widać.

Nam też tę książeczkę czytano jak byliśmy mali, ale wtedy mój kuzyn Wojtek, to chciał być szambiarzem.


Czasy się znieniły. Mamy nowe wydanie. Niegdysiejszą treść. Hiperwspółczesne obrazki.

Mają sprzęt strażacki, 
bogaty, nie skąpy:
drabiny, gaśnice, 
sikawki i pompy.

 Wszystko zawsze działa 
sprawnie jak należy.
A strażacy tutaj- 
to sam kwiat młodzieży


a ten kwiat wygląda tak:




Ilustrator zapomniał im twarze szmatami obwiązać, że niby młodzież zęby bolą...


Ah ten Miś! Do dziś jest kongenialny w swoim przekładzie na rzeczywistość :-D

O nie, to już ROK!

 Wiecie co, to już rok mija. Nie żebym cały czas pisała. Miałam kilka miesięcy umysłowego letargu w okresie letnim, jak każdy zmiennocieplny. Ale to, że nadal działam, to cud!


Dziś blog zatacza koło, zjadając właśny ogon. Wszystko już kiedyś było. 17 listopada 2009 wiedziałam się tak:



A jednak ciągle tu jestem! Przewrotna jest karma takich gadów jak ja :-) < pochlebiam sobie... >

 Pzdr!

sobota, 13 listopada 2010

paranormal activity

nic nie jest takie...
...jak się wydaje.

Nie będę narzekać. Przeprowadzkę ogólnie można uznać za sukces.

Teraz normy zaludnienia mieszkania przekraczamy tylko o 200, a nie 400 proc. co w istocie jest normą, zmieniając punkt odniesienia.

Wszystko z pozoru jest ładne i nowe. Bałagan na pralce robię tylko jak zwykle. Taki element metafizyczny. Pewnien niezmiennik definiujący moje miejsce w nowej rzeczywistości.

A ta wydaje się nader perfekcyjna. Tylko czemu analizując szczegóły,  zaczynamy jednak nieświadomie bawić się w niepokojące nadinterpretacje?

Widząc ich pierwszy raz, odczytaliśmy zachowanie wlaścicieli mieszkania jako spięcie i zestresowanie nową sytuacją ( czytaj: naszym widokiem). Nie wiem kto wyglądał irracjonalniej- Skrzat w czapce, czy Zbój z maczugą?
Wyobrazili sobie pewnie nas w oparach lepszych fajek, w oparach wódki jak rzygamy na podłogę, gdy dzieci brudne śpią ze stadem psów na dywanie.


Teraz myślimy, że te miny mogły być wyrazem tajemnicy jaką starali się skrywać.


Na idealnym obrazie nowej proletariackiej rzeczywistości pojawiają się rysy.

- Szafki kuchenne tak wysoko, że nawet full size Skrzat musi wchodzić na stołeczek...

...

- Niepokojące odgłosy, tak jakby w środku nocy ktoś szarpał na próbę drzwi mieszkania...




no i to... witający nas pierwszego wieczora... tajemniczy sik...

Oczywiście wiedzieliśmy, że to mały Pymonek zwany też Sikaczem.





Ale czy na pewno??





<< plask, plask, plask...tup..tup...tup >>>







- Ktoś tu jest?...


...

środa, 10 listopada 2010

Modlitwa za grubasy

     Ojcze nasz, któryś jest w niebie... podobno bardzo szybko tyjemy. Szkoły już nie wychowują. Rodzice sporadycznie. Wyznanie nowej wiary brzmi: Co nas nie zabije, to nas wzmocni.


Mając perspektywę wieczności, nikt nie boi się syfnego jedzenia.

Modlitwa młodego pokolenia



Niedzielne centrum handlowe i kurczaki.  Święć się imię twoje... McDonaldsie i KFC...

 Gazety informują.  Lekarze alarmują.
Przyjdź królestwo twoje! 
Nadchodzą grubasy.

 W dostatniej rzeczywistości,  zbyt bogatej, żeby nie dojadać, za biednej, żeby kupować zdrowe. A może tylko zbyt zabieganej, aby wiedzieć, że można jeść inaczej?

 Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj...  z masłem.

...

Pamiętam, kiedy gdzieś w internecie postulowałam, aby ZOO, jako instytucja edukacyjna włączyło się mimochodem w propagowanie zdrowego stylu życia- tak aby wzorem zwierząt można bylo w nim zjeść owoce, warzywa, orzechy i choć minimalnie tym zdetronizować gofry, fryty i hamburgery, posypały się gromy. Wystąpić przeciw Coca- Coli, to jak być przeciwko świętości!

- Noś se Skrzacie kanapki do ZOO jak ci nie pasi, a od waty cukrowej, lodów, stoisk z batonami i hot- dogami wara!!

Nasza święta fastfoodowa wiara.

I nie wódź nas na pokuszenie ), ale...
-  Dla mnie 4 hamburgery i frytki plus Cola.

...


Taki przywilej mas od święta. Był wysiłek- musi być przyjemność.


 Teraz tylko odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy ...sobie niedzielną dyscyplinę.

4 śmietankowe z polewą, proszę... 

ale nas zbaw ode złego- cholesterolu )

Co nas nie zabije ,to nas wzmocni, prawda? Przecież on czuwa nad nami. Bóg, w rozmiarze Supersize.

Amen.

poniedziałek, 8 listopada 2010

głosy w głowie

 Każdy normalny człowiek w swojej częściowej nienormalności słyszy chyba czasem dźwięki w głowie. Dzwonek telefonu- idealnie ton za tonem- tak jakby dzwonił. Choć nie dzwoni!

Gdzieś jakaś część mózgu wygrywa mu tą melodię wewnętrznie. Taki fantomowy sygnał. Rękę można dać sobie obciąć, że słyszałeś.
A naprawdę to nie słyszałeś!

Tak samo z tą biedną ręką. Nawet jak ucięta, to będzie boleć. Ta fantomowa ręka.
Choć naprawdę nie boli!

...

Telefon jednak, to jeszcze nic.

 Mi ostatnio dziecięca zabawka wygrywała w głowie... "Vicarious" Toola!... Bloże, jak to pięknie brzmiało...


 Tylko ja naprawdę nie wiem, co o tym myśleć...







czwartek, 4 listopada 2010

robale

 Sprawiliśmy dzieciom taką zabawkę- głupawkę. Tunel do pełzania. Gąsienicę. Robala....

Ma kilka wcieleń.

Rozwlekłe...




Dwunożne...





 i Krwiożercze!



Dwie pierwsze, na ogół, aż gulgoczą ze śmiechu... tylko trzecia piszczy cieniutkim głosem przerażenia zjadanego robaczka. 


środa, 3 listopada 2010

rzeczywistość jest barwna...

 Kupilismy sobie szafko- półkę w Ikei ( w IKEA, tak się powinno pisać, ale ja to i tak mam gdzieś )... Do sedna:

TO miało być tanie i do tego mieścić się w szafie.
To co, że brzydkie jak nieodkryty mroczny sekret...



Los z nas jednak zadrwił.
Coś źle wyliczyliśmy wymiary. Nie dało się TEGO ukryć.

Teraz straszy nas zza drzwi.

Straszy dosłownie. Kupiliśmy sobie potwora!



- Gdzie są kable?
- W Potworze ze Spirited Away...


/ Robi wrażenie, jak się go widzi wyłaniającego zza drzwi sypialni w środku nocy /
;-)

niedziela, 31 października 2010

Kto nam ukradł godzinę?

 Jak w Momo Szarzy Panowie przyszli i ukradli nam godzinę czasu. Albo raczej dołożyli, ale to brzmi błogo, a nie dramatycznie. Gazety trąbią, że to powód do radości, ta zmiana. A tu się rozgrywa dramat!

 Budzisz się rano wyspany i bez dzieci ( babcia ) i myślisz sobie: O jak późno. A tu lipa. 7:30!...

 Bardzo nam zależy, żeby już była 10. Pojedziemy przypieczętować nasz los nowymi meblami z Ikei... To już dziś. Wielka wyprowadzka.

Tylko czemu, czemu, czemu na bloga, jest dopiero 8:19???
Czajnik spakowany, niemożność zalania smutków kawą doskwiera...

 Cholerne słoneczko świeci w okna na złość.

Wieczorna ciemnica będzie utrudniać noszenie kartonów.

/ 18:21:36 /


/ 18:31:38 /


Co za głupia ekonomia. Po co ta zmiana czasu? Naprawdę, ale to naprawdę powiadam wam. Jednostka się nie liczy wobec systemu...
 ...słonecznego.

Dobranoc!

sobota, 30 października 2010

zazdrość straszna rzecz...

Mówi się, że dziewczyny tego nie potrafią.
Twierdzi się, że Skrzatom brakuje do tego cierpliwości, bo jak już się wkurzą, to aż wióry lecą... ( i to prawda! )
Uważa się, że trzeba być facetem, aby zmienić dętkę
 ( im bardziej stereotypowo Zbójowym, tym lepiej )...

 Nic bardziej mylnego...

 Ostatnia konfrontacja- 1:0 dla flaka. Po pół godziny Zbój rzucał kołem od wózka po łazience, uparcie twierdząc przez drzwi, że nad wszystkim i nad sobą panuje...

...


Wcale nie chciałam się sama za to brać. Tak wyszło. Nie z ambicji, nie po znajomości ( bo to materia mi obca ), ale ze złości.

Wyobraziłam sobie jak dzwonię do Zbója do pracy, mówiąc mu: Kochanie, dętka wynieniona. Sprawa skończona. Nie wracajmy do tego... ale mów mi Mistrzu! Buhahaha...

I tak zrobiłam...

Co z tego?

Wczoraj złapałam w wózku drugiego flaka. Czekałam, aż wróci Zbój zabijaka...

 Musiał czytać w pracy jakieś tutoriale z instrukcją zakładania. Teraz poszło szybko. Podobno to dziecinnie proste. Teraz to ja jestem obiektem żarcików i przytyków, bo w końcu mi ostatnia, a zarazem pierwsza wymiana zajęła prawie godzinę...


 ...a Nowemu Mistrzowi 15 minut...



 / duma, straszna rzecz... /


 ...



 / ale zazdrość, jeszcze straszniejsza! /


No trudno, jakoś to przełknę... Panie i Panowie, oto nowy bohater: Zbój zabijaka, Mistrz zmiany flaka.

środa, 27 października 2010

A Jezus rośnie i rośnie...

Od razu powiem, że to nie ja wymyśliłam. Ale przeraża mnie trafnośc tego porównania. Szczególnie ostatnie zdanie:
" To jest miś na miarę naszych możliwości. My tym misiem otwieramy oczy niedowiarkom! Mówimy: to jest nasz miś, przez nas zrobiony, i to nie jest nasze ostatnie słowo!"...

Miś ma dziś postać Jezusa ze Świebodzina!

Co prawda jest problem z założeniem mu głowy i ramion ( no,
chyba że była to inwestycja planowana bez głowy od początku )...
Ale musi się udać, skoro rzuciliśmy wyzwanie Jezusowi z Rio,
który prawie rok temu tak (ro)zbawił mnie...

Z głobosławieństwem dla naszej gospodarki zaraz pojawią się następne.
Małomiasteczkowy wyścig zbrojeń. Konkurs absurdalnych wysokościowców.


Obawiam się, że o ile możliwości technologiczne pozwolą, ostatni będzie Jezus na miarę Burj Khalifa.
160 pięter użytkowych, łączna powierzchnia 330 tys m. kw. Apartamenty, biura, hotele, kościoły. Nadajnik TV Trwam...


Pochłonie wiele ofiar ( na tacę ) ta budowa... ale jak już będzie gotowa... i ponad 90 metrów będzie miał od czubka anteny w dół (  niedościgły limit Babel wieży, nie straszny gdy się w naszego misia wierzy ) i nie nastąpi  pomieszanie języków ( na budowie pełnej ukraińców i chińczyków )...to w zależności od czyjej będzie zależał hojności, biorąc pod uwagę finansowe trudności,  przywita nas nowo mianowany Król:

 Santander Consumer Bank Jezus,
 Tabor Szynowy Opole S.A Jezus,
 Dopalacze.com Jezus

albo po prostu Jezus- Przedsiębiorstwo kapitałowe  / Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki: Poddziałanie 7.2.1. Aktywizacja modlitewna emerytów i innych osób zagrożonych wykluczeniem społecznym /...


/ Przyjdźcie do mnie wynająć biuro! /


O, Jezu...



" i to nie jest nasze ostatnie słowo!"...

wtorek, 26 października 2010

bez sentymentów ( dorastania ciąg dalszy )

Dorastamy, gównie my- starzy. Na przykład do świadomości, że czasy dziecięcej niewinności już nie wrócą. Czas leci. Banalnie, ale nieubłaganie.

 Dzisiaj Ejek na spacerze zapytał się bystrze, co to za dziura w rowerku:

 - To synku po twoim błotniku. Odpadł dawno temu, a my nawet nie zdążyliśmy tacie powiedzieć, aby przykręcił...
-...


Minęła minuta. Spacerujemy. Pada rozkaz

- Mama, chcę porozmawiać z tatą!
( stęsknił się słodziutki )

Wybieramy numer, oddaję słuchawkę. Bez cześć, bez wstępów i mydlenia oczu.

- Przykręć błotniiiik!
- Cześć synku!
...






Hahaha...

poniedziałek, 25 października 2010

ukarz sobie kogoś...

Niekochani rodacy! To nienowe jest odkrycie. Największy potencjał leży w osobach sfrustrowancych i pokrzywdzonych, lub mająch kompleksy z powodu nikczemnej postury. Wszyscy stłamszeni, odrzuceni, pomiatani powstańcie! Świat ma dla was nowe zadanie...

Donosicielstwo z zemsty. Nowy wymiar praworządności. Koleina inkarnacja nieistniejącej świadomości społecznej. Bo by nas zachęcić do tropienia bezprawia, do czego tu autorytety mają apelować? Sumienia, prawości,  uprzejmości rodaków?

 Uprzejmie donoszę, mój szef jest głupim ch***m, dlatego właśnie go podkabluję!


Donieś i ukarz! Krzyczy do mnie z bannerów na gazecie. Zostań mścicielem. Tylko zanim spróbujesz skasuj piraty, bo sam trafisz za kraty!


Zapraszam do galerii oślizgłych kreatur ze strony oni- nielegalni.






 Leszek S niby kochał żonę, a tu nagle w towarzystwie kamery zostały u niego znalezione ... czerwone damskie majtalony!  Buhaha...Kobiety zdradzone, donosicielstwo jest usprawiedliwione! Andrzej M z Chućimpolu z kolei wygląda nie tylko na cwaniaka, ale i na zboka! Pewnie dziecko jej zrobił i donos gotowy...Zuch panna ta Hanna! 



Zgroza!  Można potropić, kto za tym uroczym pomysłem stoi.

Pewne inspiracje już mam.
Jak nam przykład Jarosław dał,
 prawo i sprawiedliwość są piękne, ale zemsta to jest dopiero ekstaza!
  Aaaa... No ukarz mnie! Auu...

otwórzcie to okno, bo trochę u nas duszno...

Proszę popatrzcie, oto  my:





- Mama, puk puk!
- Oj synku, już trochę za późno...
  ...Trzeba było dać znać dużo wcześniej!



....



 Jak to wspaniale, że daje się ludziom możliwość oddania własnych dzieci. Bardzo to wielkoduszne. 
W przypadku par, które nie mogą nadążyć z produkcją, jest to rozwiązanie przyszłościowe. Tak zwana lepsza perspektywa
 ( szczególnie jak się zbrodniczej antykoncepcji nie używa ).


Niestety ci, którzy się starają i  mieć dziecka nie mogą, mają tylko jedną zbożną drogę.  Można zgłosić się do Okna Życia po odbiór małego Zygmunta, albo innego Bonifacego za pokwitowaniem, albo iść do piekła starając się to dziecko począć jak nauka dała, ale Bozia zakazała, natomiast Hitler przyklasnął! 


 A biskupi grzmią!


Nie wiem czemu tak wielu ludzi wzbrania się przed ekskomuniką. To takie wygodne. Odchodzi cała formalna strona dowodzenia swojej bezbożności w przypadku próby opuszczenia łona kościoła. ( Jak zrobię tę akcję to zdam relację )...


Mi to łono już dawno podśmierduje stęchlizną.

- To dla mnie, ekskomunika raz!
- Bardzo proszę, już przynoszę!

...


NO COMMENT- Moja Mama Kaskaderka, odsłona 3



NO COMMENT- Moja Mama Kaskaderka, odsłona 2



NO COMMENT- Moja Mama Kaskaderka, odsłona 1



niedziela, 24 października 2010

"Pod Pałacem" czyli Wielki Konkurs Wielkich Warzyw


Pod Pałacem, Panowie i Panie, folklor kwitnie na straganie.
Pod patronatem Prezydenta RP Wielki Konkurs Wielkich Warzyw zaczyna się!

W miejscu Krzyża ( wieczne odpoczywanie daj ) będą bronić tytułu NAJ!
Ściągają tu Głąby, Marchewki, Buraki, bo będzie to konkurs nie byle jaki!

Stawki są wysokie- to wieczne zbawienie, lub zależnie od frakcji, wieczne potępienie.
Finał będzie wtedy, gdy sypnie siarczyście i  mrozem warzywom korzonki ściśnie.

Nasz reporter  ( dziś  trochę nie w sosie ) zamieszał kijem w tym wielkim bigosie:
- Halo, halo, tu Brzechwa Jan. Ze straganu nadaję relację wam...

"Pod Pałacem w dzień targowy
takie słyszy się rozmowy:

- może Pan się o mnie oprze
  Pan tak więdnie, panie Koprze

- Cóż się dziwić, mój Szczypiorku , leżę tutaj już od wtorku.
Od dnia kwietnia 13- tego...


- A to zacnie mój kolego!


...

- Lecz Pietruszka, z tą jest gorzej:
blada, chuda, spać nie może...



Nikt mnie dzisiaj nie pokroi!
- gdzie jest Krzyż, kochani moi?

- A to feler, westchnął Seler...

Naraz słychać głos Fasoli
- gdzie się Pani tu gramoli?


- Widzieliście jaka krewka!-
zaperzyła się Marchewka

Niech rozsądzi nas Kapusta!
- Co? Kapusta, głowa pusta!

A Kapusta rzecze smutnie: 
- Moi drodzy, po co kłótnie,

po co wasze swary głupie?...
Wnet i tak zginiemy w zupie!


( Nazwiska bohaterów reportażu zostały zmienione )

...

Ja dzisiaj gram w grę planszową.
Mam pionka i strategię gotową.
 Kółko  i  Krzyżyk
Chcemy koło zamiast Krzyża!  vs  Skrzyżuj sobie dwa kije!

Kto ma większy...




... ten bije!



- A to feler, westchnął Seler...

czwartek, 21 października 2010

Złota myśl Skrzata: "Dajcie spokój..."

 Czytam gazetę. Jak zwykle jest tam coś, co sprawia, że robi mi się smutno. To nasza domena. Smutek i kropka. PL

 Dzisiaj wychodzi na to, że im bardziej się nie żyje, tym ma się więcej do powiedzenia. 

 Żyjący więc, w naszej rzeczywistości muszą liczyć się z całkowitą deklasacją przez tych, którym powinno być już wszystko jedno, oraz w następnej kolejności przez zwierzaki w potrzebie, albo idące właśnie "za potrzebą". Potem dopiero w hierarchii miejskiej jesteśmy my.

Wobec takich priorytetów we Włochach ( nie zagranico ) boiska nie będzie! / polecam przeczytać /

Jak wiadomo cisza i spokój to to, co zmarłym potrzebne jest najbardziej. Co poniektórym jeszcze potrzeba do szczęścia pomnika. Ale to już inna kwestia.

I tak chodząc po mieście musimy się wpasować gdzieś pomiędzy psie kupy i miejsca pamięci, czyli żyć stąpając lekko i uważnie.


Z całym szacunkiem dla tych, którym się należy... Z takim podejściem radnych trudno spaceruje się po Warszawie. Gdzie się nie spojrzeć, depcze się nieświadomie czyjąś godność.
 Robię nierozważny krok...





No i macie...




- I z wzajemnością...


 ...odpowiadam kościom.




środa, 20 października 2010

umeblowienie jako metafora ludzkiego losu

 Kiedy byłam młodym Skrzatem wymyśliłam, że zostanę architektem.  Chodziłam na zajęcia, gdzie Pan uczący rysunku, wielki artysta pośród korepetytorów ( niemal równie uzdolniony i dumny jak sprzedawca w sklepie muzycznym ) wpajał nam jaka to Ikea jest straszna. Miał facet rację, bo skoro sami mieliśmy zostać równie wielkimi artystami i któregoś dnia projektować supermarkety i chłodnie, należało z wyższością nauczyć się gardzić tym, jakim średniactwem świat stoi.


Typowa droga przez życie polskiego "szareckiego":

Jako dziecko- plastikowe zabawki.
Jako dorosły- meble z Ikei,
Jako staruszek- zakupy w Biedronce.

Mieliśmy być ponad.

No, a wiadomo, na którym etapie się ze Zbójem  znajdujemy.
Oto szwedzki koncern pomysłowo i kolorowo umebluje nam nasze nowe Wynajmowane M i da dzieciom namiastkę raju, przy całej ich nieświadomości, jak bardzo przeciętne jest to, co dostają.

I będzie pięknie.

Z obecnego mieszkania w dniu przeprowadzki wywalimy większość sprzętów. Równo w święto zmarłych okaże się, które meble z Ikei nie przeżyły próby czasu.

Pierwsza już wyprowadza się komoda dzieciaków. Jeszcze dwa tygodnie jej zostały, a ona już się przenosi w kierunku śmietnika.

 Nie mówię o tym, że po raz kolejny wypadły dna szuflad, mimo konsekwentnego ich oplastrowywania taśmą samoprzylepną.
Dzisiaj odleciał front szafki.
Wyłamała się prowadnica.
Wypadła z otworu śruba zostawiając rozerwaną dziurę po gwincie.

Szmaty zwisają jak wyprute flaki.
Metafora naszego stanu posiadania.

Siedzę i patrzę na tą kupkę nieszczęścia. Nie wiem nawet, czy Zbój to jakoś na nowo skleci.




Wobec tego,  kochane dzieci, do czasu przeprowadzki wasze ciuchy trzymamy w kartonowym pudle... albo worku na śmieci. ;-)

wtorek, 19 października 2010

czy to nie ironia?

 Bylismy w ZOO. Dostalismy tam kolejną lekcję prozy życia.



 Niektórzy wolą uważać, że takie przypadki mają wyższy cel. Dla mnie to tylko straszna ironia. Dziobaty żart jakiegoś okrutnego ptasiego boga.

Biedak.

Ze współczuciem pochylam się nad jego bezbarwnym losem... Bo co powiesz na takie życie, kiedy mogłeś być rajskim królem...




...a urodziłeś się pawiem... albinosem.



poniedziałek, 18 października 2010

złe wybory

 Coś jest ze mną na serio nie tak.

Kiedy przychodzi do wyboru jedzenia w miejscu publicznym, łapię totalną umysłową blokadę. Zaczynam z rozmachem jak Marlon Brando: mam ochotę na większość dostępnych rzeczy. Finalnie rozważam kilka równosmacznych propozycji, biję się chwilę z myślami i spychaną do nieświadomości skłonnością do hedonistycznego maksymalizmu smaku i słodkości, i... jak jakiś głupek, kulinarny purytanin wybieram najgorszą opcję.

 Jak bym zjadła to ten z masą karmelu taki bardzo słodki, albo ten czekoladowy taki też bardzo słodki... w środku stoi marchewkowy, niesłodki, wydląda nieźle. Ach, jaką mam ochotę na te dwa pozostałe... Aaa, co robic, co robic? Jakie one pyszne, chyba czekoladowe! Nie, nie, wezmę karmelowe!... zdecydowałam:


-To poproszę cze... marchewkowe!
- Marchewkowe raz!

/ O nie... za późno... Ty głupku!  Karzę się sama w myślach  /

Zbój bierze czekoladowe. Nie lubi słodyczy. Na ogół. Teraz siedzi i je ze smakiem i bitą śmietaną. Zajada moje ciasto! To powninno być MOJE CIASTO. Słodkie, czekoladowe, pyszne i na ciepło.

- Jak twoje marchewkowe? Zimne, co?
-...








- Zbóóóój... A chcesz się zamienić, przecież nie lubisz słodyczy?
-  Skrzacie, kocham Cię, ale... NIE!


piątek, 15 października 2010

lekko nieaktualne, ale niusy!

Ah, zapomniałam. Mam niusa! Równo 2 miesiące temu wzięliśmy ze Zbójem ślub.





Teraz jestem Pani Zbójowa.
Wżeniłam się w widoczną w nazwisku tradycję pasania kopytnych, z artystycznym zacięciem.

 Postawiliśmy na  ślubną nonszalancję dla maksymalizacji spontanicznej radości i minimalizacji stresu.

Aby nie obrażać tradycjonalistów brakiem sakramentalnego weselicha zrobiliśmy akcję z lekkiej zaczajki. Pierwszy plan nie przewidywał gości, ale od słowa do słowa uzbierała nam się super grupka spontanolubnych indywiduów.

Ogólnie jednak postanowiliśmy nie zapraszać staroci, a już prastaroci to w ogóle.


Dlatego kiedy po fakcie babcia zorientowała się, że coś ją ominęło zapytała się ( ale bez urazy ):

- No, ale przecież byś mnie nie wygoniła?
- Yyy...




Ci co nas znali, tego się spodziewali.  Koszulka "dark personality" i szampan na moście w drodze z buta na miasto. Fajnie było :-)

czwartek, 14 października 2010

dorastanie



 Okazuje się, że nieodzownym elementem dorastania jest wyzbycie się złudzeń co do nadmiernej metafizyki rachunków prawdopodobieństwa.


 Minął prawie rok. A-ha wg Ejka już nie jest A-hą, a Pymonkiem. Wydoroślał. Jego filozofia również przeszła ewolucję. Tak samo jak technika lotów z kanapy, pamiętacie je?


I tak, jeżeli kiedyś towarzyszyła im domniemana refleksja na temat 5 aspektów dobrego skoku, to teraz zastąpiła je nowa doktryna.

Poprzedza ją matematyczna kalkulacja ryzyka kontuzji. Nie jest to chyba zbyt wysoka liczba.

 Pymonek ma teraz nową oświeconą filozofię: Hulaj dusza, piekła nie ma...

 a wygląda to tak:




Jak sam zostanie rodzicem nauczy się nowych obliczeń. Tabliczki mnożenia poczucia zagrożenia. Podzielić przez "ty głupku, sam kiedyś byłeś dzieckiem". Równa się: "A niech skacze"...


Plus minus... a niech skacze...

środa, 13 października 2010

nie chcę, nie umiem, poddaję się

Nie umiem już nic rysować. Składam samokrytykę. Usprawiedliwiam własne lenistwo.

Miałam kilka pomysłów, na moje skrzacie przechwałki. Kolejną porcję absolutnie słusznych poglądów na wszystko.

 Co ja tu w ogóle robię? Udaję, że żyję.


...


 Na osłodę B. Polch, który znowu chce wrócić z nowymi odcinkami Funky Kovala. Nie żebym miała bezczelność się do niego porównywać. Po prostu czasem lepiej już nie wracać z zaświatów.


To o mnie. ;-)

środa, 16 czerwca 2010

Pan Mama

Nie chcę przesądzać, że jest to wyraz jakiejś transgenderowej tolerancji wdrukowanej w moje dzieci... ale ulubioną zabawą moją i Ejka jest:

 "Ratuj PAN MAMA!"...

Pan Mama przy tym ma mówić grubym głosem, chodzić jak prawdziwy kafar, udawać, że ma wąsa i brodę... no i jak każdy superbohater ratować dziecko z każdych opresji...
Licząc mnie i Zbója to już są dwie pary silnych ramion i mocnych pleców w rodzinie...

Nie ma jak mieć w życiu Pana Tatę i Pana Mamę ;-)





Niestety zabawa w cienkomówiącą Panią Tatę w wykonaniu Zbója jakoś na razie wzbudza krzyk protestu. Popracujemy nad tym...

sobota, 22 maja 2010

antyreklama

 Nie jestem tęgim umysłem. Ale swoje wiem. To taki Nikusiowy spryt w moim wydaniu. Ubrany w czapkę.

 Właśnie dzisiaj widziałam na mieście plakat, a na gazecie.pl odnośnik do akcji, która wskazywałaby na temat poważny i wart zgłębienia przez większość społeczeństwa. Dotyczy on różnorodności gatunkowej.

Tyle można wywnioskować będąc takim Nikodemem D. jak ja. Potem można przejść do ataku i zapytać się z kolei co za Dyzma w agencji reklamowej wymyślił, aby na migającym sekundy bannerze, albo mijanym z samochodu jeszcze szybciej billboardzie pojawil się ten adres?:

www.doniejnalezymyodniejzalezymy.eu!!

( Nie zrobiłam błędu? Wyobraźcie sobie jak TO robi przed waszymi oczami ZIUUuuuu! Intrygujące. )


- Co tam jest za adres??
- www.doniejnalezymyodniejzalezymy.eu
- Jeszcze raz i wolno!
- WWW.DONIEJNALEZYMYODNIEJZY... oj nie zdążyłam przeczytać...

 Od miesiąca go mijam na mieście i nadal nie wiem co tam jest napisane... Chyba coś na kształt:

czwartek, 20 maja 2010

Buławo, buławo! Czemu nie powstałaś?

Wstyd mi.

Woda zaleje efekty krótkowzroczności naszej.

A patrząc z hańbą wstecz, muszę przyznać, że już całe lata temu, pokazała się inwestycja zaszczuta i niechciana... nie tyle kuriozalna, co w tej sytuacji niezbędna i powodziowo słuszna!

Zaraz potop nam zakryje Wilanów, a tam... "Kilkadziesiąt metrów dalej od Pomnika Sobieskiego z Marysieńką uwagę przykuwa ażurowa kompozycja z metalu przypominająca wielką trzepaczkę do jajek. Stoi w miejscu, gdzie Tadeusz Dębski chciał postawić gigantyczną buławę hetmańską. Miała mieć ok. 60 -72 m, w środku drzewca windy, a w głowicy- restaurację, kawiarnię i taras widokowy."

Wielka woda płynie, ach! a gdyby stała Buława...




Moglibyśmy się w niej schronić jak w Arce!





Odpierać ataki piratów robiących abordaż na taras...



A patrząc przez lornetkę na północ, w kierunku Kopca Czerniakowskiego jedyne, co byśmy widzieli, to wystający ponad tonie bohaterski symbol naszej walki z żywiołem...




Buława Walczy!




środa, 19 maja 2010

to potop!

Czy mi się tylko wydaje czy utopijnie myśląc, jak się już jest obywatelem jakiegoś kraju, można od jego Panów właścicieli wymagać odpowiedzialności i uwagi, co do swojego losu?

 Mam na myśli to, że ma się nadzieję, iż rząd nie wplącze się w kolejną niepotrzebną wojnę pozwalając ludziom ginąć, albo przynajmniej włoży minimum pracy w celu przeciwpowodziowej ochrony i  naprawi wały, abyśmy nie byli zagrożeni wielkim potopem? Na mój Skrzaci rozum są dwie alternatywy, może płynąć wysoko, albo płytko i szeroko. I co?... Będę karmić z balkonu łabędzie? Co powiem dzieciom, jak zamiast parku, czy ZOO będzie jezioro?




 Po prostu w głowie mi się nie mieści, pomijając fakt, że może to i kara boska te deszcze i wulkaniczne pyły i świat się może skończy zanim pierwszy gwizdek rozpocznie mecz otwarcia Euro2012, ale jednak istnieje w tym kraju też zmienny kadencyjnie Czynnik Ludzki, który na przekór Bogu, katastrofom naturalnym czy porom roku powinien ( jakie to naiwne! ) działać!?

Wały powodziowe z XIX wieku? Czyżby strategia samoutrudniania? Małe sabotowanie? Taktyka politycznego przetrwania? Kluczowe dla zachowania pozytywnego obrazu siebie, jest móc zwalić na kogoś winę za niepowodzenie. To ten deszcz/ to ruscy!/ to gniew Boży!. My zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy. (  Pamiętajcie o wyborach! ). Mistrzowie lamentowania po fakcie.

 Może chłopem w chałupie i jego zalanym polem nikt się z nas mieszczuchów nie przejmował, bo mu zawsze przy tym wytykali winę, że jest nieubezpieczony i źle osiedlony, to jednak jak się mieszka w takim Krakowie czy Wrocławiu i nagle widzi wodę na ulicach, to można chcieć mieć do kogoś pretensje.

I teraz pytanie do Kogo? do Boga? do Wulkanu? czy może do Czynnika Ludzkiego, który od lat stosuje zasadę "jakoś to będzie". Ale jak dotąd rachunek prawdopodobieństwa pewnych zdarzeń jest niepokonanym przeciwnikiem rządowych marzycieli. Samoloty czasem spadają, powodzie czasem się zdarzają, dzieci się rodzą, przedszkola nie nadążają. Same katastrofy. Wiem, że to czysta demagogia, ale bardzo mnie ciekawi jedno.. wiedząc jak "dużo" w tej materii zostało od 1997 roku zrobione...

 Kogo tym razem będziemy winić??

poniedziałek, 17 maja 2010

cyklista

Oto Ejek- cyklista. Posiadacz rowerka- kółka dwa, pedałów zero. Napęd nożny z nierozładowującym się akumulatorkiem.  Mistrz downhillu i jazdy w bawełnianej czapce naciągniętej na całą twarz, bo tak zabawnie. Pogromca gołębi i krawężników. Wielbiciel jazdy na hopkach.


 Jak się widzi takiego małego, niespełna 3-letniego, to padają wszelkie mity o dziecięcej nieporadności. Oto żywa reklama idei- Ejek i jego otolek. Motorek. Czasem też pelek. Rowerek.

Karma- Cola, napój współczesnego człowieka.

Zaczęło się od rozmowy z bratem- prowokatorem na temat tego artykułu:
smarowania pleców ciastem ( co wywabia z ciała robaki! ) i innych magicznych zabiegów dla zagubionych ludzi...

Stwierdzam przy tym, że jednak jesteśmy do siebie podobni, on i ja i moja siostra.

 Czasami próbuję dotrzeć do sedna tego, co nas zmieniło z małych indoktrynowanych przez religijną babcię dzieciaków, w te ateistyczne, prześmiewcze monstra?

Jedyny wniosek do ktorego doszłam to to, że to tylko usilny i dominujący misjonaryzm babci ( "żółty garnitur" brata zakładany do kościoła, przymusowe spowiedzi, książki o ojcu Pio i straszącym go diabelskim psie i modlitwy na kolanach ) kazały nam nie tyle po prostu olać ( co by nastąpiło u nas naturalnie, ale bez emocji  ) co prześmiewać i drwić. Mamy awersję do narzucania nam ideologii, fizycznej i duchowej lewatywie mówimy stanowczo nie!

To nasza dziecięca trauma i żal.

 Tu pewnie miłościwi chrześcijanie pokiwają z litością głowami i powiedzą: no tak, biedne skrzywdzone dzieci. To nie jest normalne!

Ale dla nas szczerze mówiąc jest.

Jest w ateizmie totalnym coś, co pozwala strzec się wszelkich wiar cudownych i ich uśmiechniętych kaznodziejów.

No i nie słodząc sobie samemu za bardzo, dobrze jest znaleźć kogoś innego, kto o tym zaświadczy.

Bardzo mnie cieszy zawsze blogdebart.pl, gdzie autor ze swoim typowo męskim analitycznym podejściem punktuje wszelkie słabości lekkich oszołomów, biorąc pod warszatat namiastkę religii w postaci wiary w medycynę naturalną, jako substytut lub uzupełnienie Boga.

Bart zestawia fakty i padające publicznie liczby, służące czyjejś pustej retoryce. Tym samym pokazuje jak bardzo uzależnieni jesteśmy w swoich osądach od tego co podadzą nam inni, a skala nadużyć czy po prostu głupoty, może nie być nam znana.

Jeżeli chce się wierzyć, że szczepionki powodują więcej złego niż dobrego, a nalożenie kontroli na chińskie produkowane bez zezwoleń i testów leki naturalne to spisek koncernów farmaceutycznych, to specjalnie dla naszych uszu jakiś oszołom podparty naukowym tytułem, znajdzie nieweryfikowalny argument potwierdzający te obawy. Zdroworozsądkowe fakty, jak ograniczenie dawnych epidemii, czy zminimalizowanie szansy na faszerowanie się ołowiem lub rtęcią made in China oszołomów nie ruszają.

Jeżeli w życiu potrzebuje się alternatywy wobec współczesnego zimnego technoświata, to znajdzie się coś dla siebie w dawnej magii i zielarstwie.

Fanatykom trudno zobaczyć fakt, że rynek jest tylko rynkiem. Rządzi nim zawsze zasada czyjejś korzyści.

Wobec z góry zakładanej moralnej wyższości i dobrych intencji zwolenników metod naturalnych,  trudno dostrzec ich manipulację . Niestety przymiotnik "alternatywny" opisujący te wierzenia często oznacza alternatywę, ale wobec zdrowego rozsądku.

Za wywoływaniem światowej paniki i wyszukiwaniu spisków i zagrożeń stoją pewne lobby, sięgające pewnie czyjejś kieszeni gdzieś daleko w Stanach Zjednoczonych.

Ja odobiście wolę się nie bać ani piekła, ani końca świata, ani zabójczej medycyny i eksterminacji ludzkości na każdym kroku. Może to ignorancja?

Nasz publiczny strach napędzać ma bowiem koniunkturę na to czego nie daje wspólczesny świat- duchwość i sposób na lepsze życie, rodem z uwielbianego mistycznego orientu, które ktoś sprzedaje nam w swoim gabinecie, czasopiśmie, filmie czy innym treningu. Taka "Karma- Cola" dla spragnionych "więcej"... smar na współczesną zagubioną duszę.





To jest remedium na naszą ludzką tęsknotę za piękniejszym światem. Odpowiedź na nasz rodzaj modlitwy o zdrowie i szczęście, zapanowanie nad losem. Powrót do średniowiecza.

Byłabym mistrzem obłudy ( nie schlebiam sobie, trochę mi brakuje ) gdybym nie wspomniała, że piję sobie codziennie Ajurwedyjskią herbatkę ze słowem detox na etykiecie, dla jej pysznego smaku  ziół, przypraw i lukrecji, nie popadając w przesadną wiarę w jej ozdrowieńcze działanie. Jem czasem kaszę jaglaną. Nie ufam niektórym zabieganym lekarzom, nie mającym czasu dowiedzieć się o przyczyny problemów, a leczących jedynie skutki choroby. Ale zawsze jako pilne dziecko postmodernizmu trzymam dystans.

Mam sporą grupę kolorowych znajomych, mniej lub bardziej vege, natu czy alter, których urok polega właśnie na tym, że się różnimy.

Nikt z nich ( chyba ) jednak nie próbuje nie szczepić swoich dzieci, wsadzać ciecierzycy w rany czy sugerować, że pestki moreli są najlepsze na raka!

Nie ma nic złego w jakiejkolwiek wierze.

Trzeba zawsze tylko pamiętać, że nie może przesłonić ona rzeczywistości. Lepiej być samotnym głupcem, ale niezależnym w myśleniu, niż ofiarą czyjejś manipulacji, w poszukiwaniu fałszywej wiedzy podążając ślepo za tłumem, który gdzieś daleko w pułapkę prowadzi grając na fujarce sprytny szczurołap.

sobota, 15 maja 2010

starość nie radość...

Ridley Scott jest już zdecydowanie starym człowiekiem.

Tacy mają słabość do patriotycznych, białych charakterów, którzy w filmie toczą wojny o swoje racje i nieustannie lustrują swoich wrogów. Są to często historie smutne. Ktoś zawsze musi zginąć. Starzy ludzie wtedy dopiero czują moc legendy i wielkich czynów.

My młodzi patrzymy na to z niedowierzaniem. Znamy ludzi przecież nie tylko, jak ci starzy z legend i wspomnień ( które zawsze są lepsze niż  była rzeczywistość ) no i wiemy swoje: nigdy, nigdy nie są oni tak bohaterscy i święci jak Ridley ostatnio pokazuje.

Gdzieś zgubił się jego typowy dla młodych duchów relatywizm.

Teraz jest tylko Bóg, honor, ojczyzna. Patos i farmazony.

Mam te czarne kinematograficzne myśli dlatego, że byliśmy ze Zbójem na Robin Hoodzie. Scott mial zdemitoligozowac legendę, jak zapewniała nas recenzja w Polityce, ale stworzył jej jeszcze potworniejszą wersję.




Jak to skomentówał Zbój już "Faceci w rajtuzach" byli lepsi.


...


Ja naiwna myślałam, słysząc o nowym spojrzeniu, że w końcu zobaczymy złoczyńcę i cwaniaczka, przygrubego Russela Crowe
( którego jednak kamera lubi, bo gdzieś te kilogramy tuszuje ), jako antytezę polskiego pojmowania bohaterstwa.

Robin no Hood  ( bo kaptur nosi z scenach dosłownie dwóch ) ratuje jednak Anglię przed Królem Francji, przewodząc całej armi jako podszywany rycerz. Jego ojciec okazuje się być największym prerenesansowym filozofem, a on biegłym mówcą, politykiem i strategiem. Do tego stoikiem, co jest pewną nowością.


Film jest tak długi, a jednak tak niemiłosiernie skrótowy, że wszystkie dylematy bohatera można podsumować jednym wypowiadanym przez niego zdaniem: " niech tak będzie"

-Robin udawaj mojego syna szlachcica.
- ok
-śpij na podłodze z psami Marion
- ok
- Jedź na wojnę z Francją
-ok
- Weź miecz głupku
- ok
tylko pamiętaj zrobić siku zanim wyruszysz!
- OK! :-/


KONIEC


Ale to nie jest tak, że nic nam się nie podobało. Zdecydowanie rozśmieszyła nas 84 letnia "płonąca pochodnia" starego Maxa von Sydow...

aa i jedna rzecz była świetna: reklama Open'era przed filmem. BRAWO! CZADU! CHCEMY WIĘCEJ!
( Więcej? Ridley wybacz- to nie do Ciebie!... choć już się szykuje sequel )

piątek, 14 maja 2010

Złota Myśl Skrzata- dość patosu!

O razu powiem... to nie ja! To tylko google tłumacz... nie ma dla niego żadnej świętości... Warto go użyć sobie czasem, aby sprofanować jakieś bełkotliwe mądrości...


Idealnie do tego nadaje się na przykład twórczość mojego mistrza nr 2, Paulo Coelho:


"Masz do podejmowania ryzyka. Będziemy tylko zrozumieć cud życia w pełni, kiedy pozwalają nieoczekiwanego się wydarzy."


Teraz brzmi lepiej prawda?








Drugi cytat jest z takiej grubej książki, interpretowanej u nas bardzo poważnie i bardzo dosłownie: 


"Następnie biskup musi być nienaganny, mąż jednej żony, czujny, trzeźwy, dobrego wychowania, ze względu na gościnność, zdolny do nauczania: Nie podano do wina, nie ma rozgrywającego, nie chciwym brudnego forsa, ale pacjent nie awanturnik, nie chciwi, jeden, że panuje również jego domem, jego dzieci w uległości wszystkie wagi; (Bo jeśli człowiek nie wie, jak rządzić swoim domu, w jaki sposób ma on dbać o Kościół Boży?)"


Google Tłumacz (ro) zbawił mnie!

czas...czas...czas...

 Złapałam się na poczuciu nieuchronności upływu czasu.

Nie ma to brzmieć górnolotnie! Brakuje mi tylko czasem tej młodzieńczej iluzji braku konsekwencji.

Chyba z tego powodu śnią mi się sny o szkole i egzaminach. Takie o nieodpowiedzialności sprowadzającej się do tego, że sama coś zawalam próbując uczyć się na ostatnią chwilę i wiem, że nic mnie nie uratuje. Też takie macie?

Kiedy się wychowuje dzieci człowiek odkrywa garść prastarych banałów, które nagle nabierają znaczenia.

Rodzice kiedyś mówili, że mamy się cieszyć dzieciństwem i beztroską. Że potem czas tak szybko leci. Ani się nie obejrzymy a będziemy mieć 20, 30, 40 lat.

I mieli kurde rację!

Choć wyobrażam sobie też, że gdybym nie była mamą, to wcale czas by nie płynął dla nas tak szybko. Przebalowalibyśmy ze Zbójem cały rok. Połazili wieczorami po sennym mieście. Byśmy jedli i pili, szlajali się po koncertach, rzucili jakąś pracę albo wybrali na szalone wakacje. Minąłby kolejny rok i nic by się nie zmieniło. Słodkie zawieszenie. Potem moglibyśmy się oczywiście nagle obudzić starzy i bezdzietni. Ale pewnie byłoby miło tak dryfować.


Teraz każdy rok to nowa rzeczywistość. Ejek już jeździ na rowerku bez pedałów, zachwycając przechodniów. A-ha potrafi wdrapać się na 1,5 metrową drabinkę od zjeżdzalni. Taka jestem dumna!

Przytulam te małe pachnace główki i czuję, że wszystko się nieuchronnie zmienia. Nieodwracalnie.

Teraz mam swoich małych chłopców, aż któregoś dnia...









czwartek, 13 maja 2010

Nawracani ( jak kijem Wisłę )...

Facebook to narzędzie diabła. Mój prastary Kolega, wychowany jak ja w duchu cynizmu, po pijaku zdobywa nowych znajomych, którzy potem wypływają u niego na Fejsie. Obserwują, komentują, dyskutują. Część z nich nie jest znana nikomu, ale część znają wszyscy.

Diabel kusi. Kolega zapisuje się do kolejnej grupy: "Za każdym razem jak widzisz tęczę na niebie, Bóg uprawia gejowski seks"-. Oh, jakie to Kolegowe! On w nic nie wierzy, nawet w siebie nie zawsze.

A tu hops, pojawia się uśmiechnięta twarz Krzysztofa Bosaka- byłego, albo raczej niedoszłego polityka, biorąc pod uwagę osiągnięcia. Największy splendor ma już za sobą, będąc prezesem Młodziezy Wszechpolskiej, studentem Szkoły samego wielkiego Ojca Tadeusza, prawie prezesem TVP,  ale chyba najwięcej zawdzięcza uczestnictwu w Tańcu z Gwiazdami!

Teraz nas wszystkich znajomych Kolegi nawraca na swoją Prawdę i swojego Boga.

Trochę strzępi sobie język, ale jest nieugiętym misjonarzem.

Nie zauważył dotąd, że my wartość czlowieka mierzymy inną miarą niż to, w jaki sposób i pozycji oraz z kim uprawia seks.

Krzysztof B. jest innego zdania. Jego definicja natury, nie pokrywa się z naszą. Jak z resztą i definicja Boga.

Nasz, jeżeli istnieje, jest tolerancyjnym kolesiem z twarzą Jeffa Bridgesa.

Bóg Krzysztofa B. jak wszyscy wiemy, to taki Pan z siwą brodą, bardzo konserwatywny, kasujący blogi i straszący nas tym,  że zaraz się obrazi, do tego aktywnie działający w sztabie Jarosława Kaczyńskiego, którego agitatorom wynajmuje miejsce przy kościołach. Wielbiciel luksusowej motoryzacji i barokowej sztuki. Ten Bóg z pewnością nie czyta też Gazety Wyborczej ( choć i ja od wczoraj mam kryzys i zwątpienie co do jej internetowego dziecka ). Za to wieczorami ogląda Wiadomości.

Wg. jego kryteriów stoimy już w równej kolejce do piekła. Mój Kolega idzie pierwszy, chyba, że ustąpi miejsca kobiecie.


wtorek, 11 maja 2010

Dla Zbója :-D


 Mamy dla Ciebie czysty, szczęśliwy chaos!

...

- Ejku ile tata ma lat?
- Czy!
- Trzy?
-  Czyyy!


A mama ile ma lat?
- Aa
- Dwa?
- Taak!