piątek, 18 grudnia 2009

Wyprawmy sobie wesele... wesele jakich wiele...

 Nie ma co ubolewać nad upadkiem tradycyjnych instytucji i wartości.
Jedna nie zdewaluuje się nigdy! Jest nią popularny sakrament wesela.

Formalnie ślub jest do niego tylko dodatkiem.

Co to znaczy wyrecytować te kilka zdań i nawet lekko mijać się z prawdą? Niektórzy mają dużą wprawę w oszukiwaniu samych siebie...

Ale okiełznać 200 pijanych i roszczeniowych osób, zachować twarz rozbierając się na czas i wpychając między nogi balon przy oczepinach,  lub po prostu nie uciec spod remizy i  już nigdy nie wrócić, na myśl o tym, ile to wszystko kosztowało... to dopiero jest życiowe wyzwanie naszych czasów!

Podług oczekiwań prawdziwe weselicho musi być jak mocno supłający nas węzeł.
Mówiąc wprost- ma być na tyle ogromnym obciążeniem, aby połączyć parę na całe życie.

Na osłodę roztoczy wizję towarzyskiego awansu,  całkiem realne wywindowanie wizerunku swoich rodziców w oczach zazdrosnych sąsiadów, ale przede wszystkim da nadzieję, że jednak  ( o ile goście dobrze zrozumieli aluzję ) wszystkie nasze wysiłki zostaną ODPŁACONE...

Dla chcących być niezakłamanymi, w wyrażaniu swoich oczekiwań wobec mołtochu, jest już specjalny wzór zaproszeń:

"Państwo młodzi serdecznie zapraszają na... / pierdu pierdu /... Wejście tylko za okazaniem koperty"...

...

Oto prawdopodobna ( pomijając krawat Zbója ) rekonstrukcja naszej niezmąconej radości, z tego bogatego ( w doświadczenia ) dnia...



 

 Tak nie wypada!...



...



...przecież głupi miesiek na nic się nie nada...

1 komentarz: