niedziela, 31 października 2010

Kto nam ukradł godzinę?

 Jak w Momo Szarzy Panowie przyszli i ukradli nam godzinę czasu. Albo raczej dołożyli, ale to brzmi błogo, a nie dramatycznie. Gazety trąbią, że to powód do radości, ta zmiana. A tu się rozgrywa dramat!

 Budzisz się rano wyspany i bez dzieci ( babcia ) i myślisz sobie: O jak późno. A tu lipa. 7:30!...

 Bardzo nam zależy, żeby już była 10. Pojedziemy przypieczętować nasz los nowymi meblami z Ikei... To już dziś. Wielka wyprowadzka.

Tylko czemu, czemu, czemu na bloga, jest dopiero 8:19???
Czajnik spakowany, niemożność zalania smutków kawą doskwiera...

 Cholerne słoneczko świeci w okna na złość.

Wieczorna ciemnica będzie utrudniać noszenie kartonów.

/ 18:21:36 /


/ 18:31:38 /


Co za głupia ekonomia. Po co ta zmiana czasu? Naprawdę, ale to naprawdę powiadam wam. Jednostka się nie liczy wobec systemu...
 ...słonecznego.

Dobranoc!

sobota, 30 października 2010

zazdrość straszna rzecz...

Mówi się, że dziewczyny tego nie potrafią.
Twierdzi się, że Skrzatom brakuje do tego cierpliwości, bo jak już się wkurzą, to aż wióry lecą... ( i to prawda! )
Uważa się, że trzeba być facetem, aby zmienić dętkę
 ( im bardziej stereotypowo Zbójowym, tym lepiej )...

 Nic bardziej mylnego...

 Ostatnia konfrontacja- 1:0 dla flaka. Po pół godziny Zbój rzucał kołem od wózka po łazience, uparcie twierdząc przez drzwi, że nad wszystkim i nad sobą panuje...

...


Wcale nie chciałam się sama za to brać. Tak wyszło. Nie z ambicji, nie po znajomości ( bo to materia mi obca ), ale ze złości.

Wyobraziłam sobie jak dzwonię do Zbója do pracy, mówiąc mu: Kochanie, dętka wynieniona. Sprawa skończona. Nie wracajmy do tego... ale mów mi Mistrzu! Buhahaha...

I tak zrobiłam...

Co z tego?

Wczoraj złapałam w wózku drugiego flaka. Czekałam, aż wróci Zbój zabijaka...

 Musiał czytać w pracy jakieś tutoriale z instrukcją zakładania. Teraz poszło szybko. Podobno to dziecinnie proste. Teraz to ja jestem obiektem żarcików i przytyków, bo w końcu mi ostatnia, a zarazem pierwsza wymiana zajęła prawie godzinę...


 ...a Nowemu Mistrzowi 15 minut...



 / duma, straszna rzecz... /


 ...



 / ale zazdrość, jeszcze straszniejsza! /


No trudno, jakoś to przełknę... Panie i Panowie, oto nowy bohater: Zbój zabijaka, Mistrz zmiany flaka.

środa, 27 października 2010

A Jezus rośnie i rośnie...

Od razu powiem, że to nie ja wymyśliłam. Ale przeraża mnie trafnośc tego porównania. Szczególnie ostatnie zdanie:
" To jest miś na miarę naszych możliwości. My tym misiem otwieramy oczy niedowiarkom! Mówimy: to jest nasz miś, przez nas zrobiony, i to nie jest nasze ostatnie słowo!"...

Miś ma dziś postać Jezusa ze Świebodzina!

Co prawda jest problem z założeniem mu głowy i ramion ( no,
chyba że była to inwestycja planowana bez głowy od początku )...
Ale musi się udać, skoro rzuciliśmy wyzwanie Jezusowi z Rio,
który prawie rok temu tak (ro)zbawił mnie...

Z głobosławieństwem dla naszej gospodarki zaraz pojawią się następne.
Małomiasteczkowy wyścig zbrojeń. Konkurs absurdalnych wysokościowców.


Obawiam się, że o ile możliwości technologiczne pozwolą, ostatni będzie Jezus na miarę Burj Khalifa.
160 pięter użytkowych, łączna powierzchnia 330 tys m. kw. Apartamenty, biura, hotele, kościoły. Nadajnik TV Trwam...


Pochłonie wiele ofiar ( na tacę ) ta budowa... ale jak już będzie gotowa... i ponad 90 metrów będzie miał od czubka anteny w dół (  niedościgły limit Babel wieży, nie straszny gdy się w naszego misia wierzy ) i nie nastąpi  pomieszanie języków ( na budowie pełnej ukraińców i chińczyków )...to w zależności od czyjej będzie zależał hojności, biorąc pod uwagę finansowe trudności,  przywita nas nowo mianowany Król:

 Santander Consumer Bank Jezus,
 Tabor Szynowy Opole S.A Jezus,
 Dopalacze.com Jezus

albo po prostu Jezus- Przedsiębiorstwo kapitałowe  / Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki: Poddziałanie 7.2.1. Aktywizacja modlitewna emerytów i innych osób zagrożonych wykluczeniem społecznym /...


/ Przyjdźcie do mnie wynająć biuro! /


O, Jezu...



" i to nie jest nasze ostatnie słowo!"...

wtorek, 26 października 2010

bez sentymentów ( dorastania ciąg dalszy )

Dorastamy, gównie my- starzy. Na przykład do świadomości, że czasy dziecięcej niewinności już nie wrócą. Czas leci. Banalnie, ale nieubłaganie.

 Dzisiaj Ejek na spacerze zapytał się bystrze, co to za dziura w rowerku:

 - To synku po twoim błotniku. Odpadł dawno temu, a my nawet nie zdążyliśmy tacie powiedzieć, aby przykręcił...
-...


Minęła minuta. Spacerujemy. Pada rozkaz

- Mama, chcę porozmawiać z tatą!
( stęsknił się słodziutki )

Wybieramy numer, oddaję słuchawkę. Bez cześć, bez wstępów i mydlenia oczu.

- Przykręć błotniiiik!
- Cześć synku!
...






Hahaha...

poniedziałek, 25 października 2010

ukarz sobie kogoś...

Niekochani rodacy! To nienowe jest odkrycie. Największy potencjał leży w osobach sfrustrowancych i pokrzywdzonych, lub mająch kompleksy z powodu nikczemnej postury. Wszyscy stłamszeni, odrzuceni, pomiatani powstańcie! Świat ma dla was nowe zadanie...

Donosicielstwo z zemsty. Nowy wymiar praworządności. Koleina inkarnacja nieistniejącej świadomości społecznej. Bo by nas zachęcić do tropienia bezprawia, do czego tu autorytety mają apelować? Sumienia, prawości,  uprzejmości rodaków?

 Uprzejmie donoszę, mój szef jest głupim ch***m, dlatego właśnie go podkabluję!


Donieś i ukarz! Krzyczy do mnie z bannerów na gazecie. Zostań mścicielem. Tylko zanim spróbujesz skasuj piraty, bo sam trafisz za kraty!


Zapraszam do galerii oślizgłych kreatur ze strony oni- nielegalni.






 Leszek S niby kochał żonę, a tu nagle w towarzystwie kamery zostały u niego znalezione ... czerwone damskie majtalony!  Buhaha...Kobiety zdradzone, donosicielstwo jest usprawiedliwione! Andrzej M z Chućimpolu z kolei wygląda nie tylko na cwaniaka, ale i na zboka! Pewnie dziecko jej zrobił i donos gotowy...Zuch panna ta Hanna! 



Zgroza!  Można potropić, kto za tym uroczym pomysłem stoi.

Pewne inspiracje już mam.
Jak nam przykład Jarosław dał,
 prawo i sprawiedliwość są piękne, ale zemsta to jest dopiero ekstaza!
  Aaaa... No ukarz mnie! Auu...

otwórzcie to okno, bo trochę u nas duszno...

Proszę popatrzcie, oto  my:





- Mama, puk puk!
- Oj synku, już trochę za późno...
  ...Trzeba było dać znać dużo wcześniej!



....



 Jak to wspaniale, że daje się ludziom możliwość oddania własnych dzieci. Bardzo to wielkoduszne. 
W przypadku par, które nie mogą nadążyć z produkcją, jest to rozwiązanie przyszłościowe. Tak zwana lepsza perspektywa
 ( szczególnie jak się zbrodniczej antykoncepcji nie używa ).


Niestety ci, którzy się starają i  mieć dziecka nie mogą, mają tylko jedną zbożną drogę.  Można zgłosić się do Okna Życia po odbiór małego Zygmunta, albo innego Bonifacego za pokwitowaniem, albo iść do piekła starając się to dziecko począć jak nauka dała, ale Bozia zakazała, natomiast Hitler przyklasnął! 


 A biskupi grzmią!


Nie wiem czemu tak wielu ludzi wzbrania się przed ekskomuniką. To takie wygodne. Odchodzi cała formalna strona dowodzenia swojej bezbożności w przypadku próby opuszczenia łona kościoła. ( Jak zrobię tę akcję to zdam relację )...


Mi to łono już dawno podśmierduje stęchlizną.

- To dla mnie, ekskomunika raz!
- Bardzo proszę, już przynoszę!

...


NO COMMENT- Moja Mama Kaskaderka, odsłona 3



NO COMMENT- Moja Mama Kaskaderka, odsłona 2



NO COMMENT- Moja Mama Kaskaderka, odsłona 1



niedziela, 24 października 2010

"Pod Pałacem" czyli Wielki Konkurs Wielkich Warzyw


Pod Pałacem, Panowie i Panie, folklor kwitnie na straganie.
Pod patronatem Prezydenta RP Wielki Konkurs Wielkich Warzyw zaczyna się!

W miejscu Krzyża ( wieczne odpoczywanie daj ) będą bronić tytułu NAJ!
Ściągają tu Głąby, Marchewki, Buraki, bo będzie to konkurs nie byle jaki!

Stawki są wysokie- to wieczne zbawienie, lub zależnie od frakcji, wieczne potępienie.
Finał będzie wtedy, gdy sypnie siarczyście i  mrozem warzywom korzonki ściśnie.

Nasz reporter  ( dziś  trochę nie w sosie ) zamieszał kijem w tym wielkim bigosie:
- Halo, halo, tu Brzechwa Jan. Ze straganu nadaję relację wam...

"Pod Pałacem w dzień targowy
takie słyszy się rozmowy:

- może Pan się o mnie oprze
  Pan tak więdnie, panie Koprze

- Cóż się dziwić, mój Szczypiorku , leżę tutaj już od wtorku.
Od dnia kwietnia 13- tego...


- A to zacnie mój kolego!


...

- Lecz Pietruszka, z tą jest gorzej:
blada, chuda, spać nie może...



Nikt mnie dzisiaj nie pokroi!
- gdzie jest Krzyż, kochani moi?

- A to feler, westchnął Seler...

Naraz słychać głos Fasoli
- gdzie się Pani tu gramoli?


- Widzieliście jaka krewka!-
zaperzyła się Marchewka

Niech rozsądzi nas Kapusta!
- Co? Kapusta, głowa pusta!

A Kapusta rzecze smutnie: 
- Moi drodzy, po co kłótnie,

po co wasze swary głupie?...
Wnet i tak zginiemy w zupie!


( Nazwiska bohaterów reportażu zostały zmienione )

...

Ja dzisiaj gram w grę planszową.
Mam pionka i strategię gotową.
 Kółko  i  Krzyżyk
Chcemy koło zamiast Krzyża!  vs  Skrzyżuj sobie dwa kije!

Kto ma większy...




... ten bije!



- A to feler, westchnął Seler...

czwartek, 21 października 2010

Złota myśl Skrzata: "Dajcie spokój..."

 Czytam gazetę. Jak zwykle jest tam coś, co sprawia, że robi mi się smutno. To nasza domena. Smutek i kropka. PL

 Dzisiaj wychodzi na to, że im bardziej się nie żyje, tym ma się więcej do powiedzenia. 

 Żyjący więc, w naszej rzeczywistości muszą liczyć się z całkowitą deklasacją przez tych, którym powinno być już wszystko jedno, oraz w następnej kolejności przez zwierzaki w potrzebie, albo idące właśnie "za potrzebą". Potem dopiero w hierarchii miejskiej jesteśmy my.

Wobec takich priorytetów we Włochach ( nie zagranico ) boiska nie będzie! / polecam przeczytać /

Jak wiadomo cisza i spokój to to, co zmarłym potrzebne jest najbardziej. Co poniektórym jeszcze potrzeba do szczęścia pomnika. Ale to już inna kwestia.

I tak chodząc po mieście musimy się wpasować gdzieś pomiędzy psie kupy i miejsca pamięci, czyli żyć stąpając lekko i uważnie.


Z całym szacunkiem dla tych, którym się należy... Z takim podejściem radnych trudno spaceruje się po Warszawie. Gdzie się nie spojrzeć, depcze się nieświadomie czyjąś godność.
 Robię nierozważny krok...





No i macie...




- I z wzajemnością...


 ...odpowiadam kościom.




środa, 20 października 2010

umeblowienie jako metafora ludzkiego losu

 Kiedy byłam młodym Skrzatem wymyśliłam, że zostanę architektem.  Chodziłam na zajęcia, gdzie Pan uczący rysunku, wielki artysta pośród korepetytorów ( niemal równie uzdolniony i dumny jak sprzedawca w sklepie muzycznym ) wpajał nam jaka to Ikea jest straszna. Miał facet rację, bo skoro sami mieliśmy zostać równie wielkimi artystami i któregoś dnia projektować supermarkety i chłodnie, należało z wyższością nauczyć się gardzić tym, jakim średniactwem świat stoi.


Typowa droga przez życie polskiego "szareckiego":

Jako dziecko- plastikowe zabawki.
Jako dorosły- meble z Ikei,
Jako staruszek- zakupy w Biedronce.

Mieliśmy być ponad.

No, a wiadomo, na którym etapie się ze Zbójem  znajdujemy.
Oto szwedzki koncern pomysłowo i kolorowo umebluje nam nasze nowe Wynajmowane M i da dzieciom namiastkę raju, przy całej ich nieświadomości, jak bardzo przeciętne jest to, co dostają.

I będzie pięknie.

Z obecnego mieszkania w dniu przeprowadzki wywalimy większość sprzętów. Równo w święto zmarłych okaże się, które meble z Ikei nie przeżyły próby czasu.

Pierwsza już wyprowadza się komoda dzieciaków. Jeszcze dwa tygodnie jej zostały, a ona już się przenosi w kierunku śmietnika.

 Nie mówię o tym, że po raz kolejny wypadły dna szuflad, mimo konsekwentnego ich oplastrowywania taśmą samoprzylepną.
Dzisiaj odleciał front szafki.
Wyłamała się prowadnica.
Wypadła z otworu śruba zostawiając rozerwaną dziurę po gwincie.

Szmaty zwisają jak wyprute flaki.
Metafora naszego stanu posiadania.

Siedzę i patrzę na tą kupkę nieszczęścia. Nie wiem nawet, czy Zbój to jakoś na nowo skleci.




Wobec tego,  kochane dzieci, do czasu przeprowadzki wasze ciuchy trzymamy w kartonowym pudle... albo worku na śmieci. ;-)

wtorek, 19 października 2010

czy to nie ironia?

 Bylismy w ZOO. Dostalismy tam kolejną lekcję prozy życia.



 Niektórzy wolą uważać, że takie przypadki mają wyższy cel. Dla mnie to tylko straszna ironia. Dziobaty żart jakiegoś okrutnego ptasiego boga.

Biedak.

Ze współczuciem pochylam się nad jego bezbarwnym losem... Bo co powiesz na takie życie, kiedy mogłeś być rajskim królem...




...a urodziłeś się pawiem... albinosem.



poniedziałek, 18 października 2010

złe wybory

 Coś jest ze mną na serio nie tak.

Kiedy przychodzi do wyboru jedzenia w miejscu publicznym, łapię totalną umysłową blokadę. Zaczynam z rozmachem jak Marlon Brando: mam ochotę na większość dostępnych rzeczy. Finalnie rozważam kilka równosmacznych propozycji, biję się chwilę z myślami i spychaną do nieświadomości skłonnością do hedonistycznego maksymalizmu smaku i słodkości, i... jak jakiś głupek, kulinarny purytanin wybieram najgorszą opcję.

 Jak bym zjadła to ten z masą karmelu taki bardzo słodki, albo ten czekoladowy taki też bardzo słodki... w środku stoi marchewkowy, niesłodki, wydląda nieźle. Ach, jaką mam ochotę na te dwa pozostałe... Aaa, co robic, co robic? Jakie one pyszne, chyba czekoladowe! Nie, nie, wezmę karmelowe!... zdecydowałam:


-To poproszę cze... marchewkowe!
- Marchewkowe raz!

/ O nie... za późno... Ty głupku!  Karzę się sama w myślach  /

Zbój bierze czekoladowe. Nie lubi słodyczy. Na ogół. Teraz siedzi i je ze smakiem i bitą śmietaną. Zajada moje ciasto! To powninno być MOJE CIASTO. Słodkie, czekoladowe, pyszne i na ciepło.

- Jak twoje marchewkowe? Zimne, co?
-...








- Zbóóóój... A chcesz się zamienić, przecież nie lubisz słodyczy?
-  Skrzacie, kocham Cię, ale... NIE!


piątek, 15 października 2010

lekko nieaktualne, ale niusy!

Ah, zapomniałam. Mam niusa! Równo 2 miesiące temu wzięliśmy ze Zbójem ślub.





Teraz jestem Pani Zbójowa.
Wżeniłam się w widoczną w nazwisku tradycję pasania kopytnych, z artystycznym zacięciem.

 Postawiliśmy na  ślubną nonszalancję dla maksymalizacji spontanicznej radości i minimalizacji stresu.

Aby nie obrażać tradycjonalistów brakiem sakramentalnego weselicha zrobiliśmy akcję z lekkiej zaczajki. Pierwszy plan nie przewidywał gości, ale od słowa do słowa uzbierała nam się super grupka spontanolubnych indywiduów.

Ogólnie jednak postanowiliśmy nie zapraszać staroci, a już prastaroci to w ogóle.


Dlatego kiedy po fakcie babcia zorientowała się, że coś ją ominęło zapytała się ( ale bez urazy ):

- No, ale przecież byś mnie nie wygoniła?
- Yyy...




Ci co nas znali, tego się spodziewali.  Koszulka "dark personality" i szampan na moście w drodze z buta na miasto. Fajnie było :-)

czwartek, 14 października 2010

dorastanie



 Okazuje się, że nieodzownym elementem dorastania jest wyzbycie się złudzeń co do nadmiernej metafizyki rachunków prawdopodobieństwa.


 Minął prawie rok. A-ha wg Ejka już nie jest A-hą, a Pymonkiem. Wydoroślał. Jego filozofia również przeszła ewolucję. Tak samo jak technika lotów z kanapy, pamiętacie je?


I tak, jeżeli kiedyś towarzyszyła im domniemana refleksja na temat 5 aspektów dobrego skoku, to teraz zastąpiła je nowa doktryna.

Poprzedza ją matematyczna kalkulacja ryzyka kontuzji. Nie jest to chyba zbyt wysoka liczba.

 Pymonek ma teraz nową oświeconą filozofię: Hulaj dusza, piekła nie ma...

 a wygląda to tak:




Jak sam zostanie rodzicem nauczy się nowych obliczeń. Tabliczki mnożenia poczucia zagrożenia. Podzielić przez "ty głupku, sam kiedyś byłeś dzieckiem". Równa się: "A niech skacze"...


Plus minus... a niech skacze...

środa, 13 października 2010

nie chcę, nie umiem, poddaję się

Nie umiem już nic rysować. Składam samokrytykę. Usprawiedliwiam własne lenistwo.

Miałam kilka pomysłów, na moje skrzacie przechwałki. Kolejną porcję absolutnie słusznych poglądów na wszystko.

 Co ja tu w ogóle robię? Udaję, że żyję.


...


 Na osłodę B. Polch, który znowu chce wrócić z nowymi odcinkami Funky Kovala. Nie żebym miała bezczelność się do niego porównywać. Po prostu czasem lepiej już nie wracać z zaświatów.


To o mnie. ;-)