piątek, 15 października 2010

lekko nieaktualne, ale niusy!

Ah, zapomniałam. Mam niusa! Równo 2 miesiące temu wzięliśmy ze Zbójem ślub.





Teraz jestem Pani Zbójowa.
Wżeniłam się w widoczną w nazwisku tradycję pasania kopytnych, z artystycznym zacięciem.

 Postawiliśmy na  ślubną nonszalancję dla maksymalizacji spontanicznej radości i minimalizacji stresu.

Aby nie obrażać tradycjonalistów brakiem sakramentalnego weselicha zrobiliśmy akcję z lekkiej zaczajki. Pierwszy plan nie przewidywał gości, ale od słowa do słowa uzbierała nam się super grupka spontanolubnych indywiduów.

Ogólnie jednak postanowiliśmy nie zapraszać staroci, a już prastaroci to w ogóle.


Dlatego kiedy po fakcie babcia zorientowała się, że coś ją ominęło zapytała się ( ale bez urazy ):

- No, ale przecież byś mnie nie wygoniła?
- Yyy...




Ci co nas znali, tego się spodziewali.  Koszulka "dark personality" i szampan na moście w drodze z buta na miasto. Fajnie było :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz