czwartek, 19 listopada 2009

Rzecz o porannej kawce

Zbój poszedł przedwczoraj rano do zagajnika i kupił mi kawę rozpuszczalną, jak  go prosiłam.
( Zbója należy chwalić za udane zakupy, bo nawet mimo napisanej listy coś może mu umknąć- najczęściej dlatego, że jak twierdzi jest zmęczony. Ja myślę, że to dlatego, że jest Zbójem. Jakby się urodził Skrzatem to by nie miał z tym problemu )...

Lektura etykiety ( tak tak, już wiadomo co lubię ) dostarczyła mi ciekawych informacji. Otóż jest to kawa z efektem pianki!

Pewnie nie uniknę powtórzeń, ale zacytuję jaką wizję rozsiali przede mną producenci:

"Bogaty smak, delikatna pianka"...
"Aromatyczna kawa z naturalną kawową pianką"...
"Aksamitna warstwa pianki delikantnie uwalnia pełnię smaku"...


To słowo pojawia się tam, aż 3 razy. To musi być coś ważnego, czuję drżenie niecierpliwości... do dzieła! Musi się udać!

( Na tym etapie nawet nie podejrzewam, że zamienię się w alchemika próbując uważyć tę kawę tak jak sobie marzę )...




Dzień 1. Próba 1.
Moja tradycyjna metoda przyrządzania kawy nie przyniosła pianki. Nasypałam kawy, nalałam zimnego mleka ( aby nie dostać raka ) i dolałam wrzątku- po piance ani śladu.

A niech to!
Jedna kawa dziennie.
Kolejne podejście dopiero jutro.

Dzień 2. Próba 2.
Jeszcze raz przeczytałam instrukcję na opakowaniu. Woda ma być gorąca, ale nie wrząca ( aby nie dostać raka ).
Nie chce mi się czekać, aż przestygnie, bo dopiero co wyłączył się czajnik, więc w osobnym kubeczku mieszam wrzątek z odrobiną zimnego mleka. Jest gorące. Zalewam kawę... pianki nie ma...

A niech to!...Do jutra :-(

Dzień 3. Próba 3.
Może jednak zaleję wrzątkiem? Zwiększam ryzyko raka, ale przetestuję hipotezę badawczą, że aby uzyskać piankę trzeba lać ukrop.
W międzyczasie próbuję się przyjrzeć obrazkowi pianki na opakowaniu. Muszę zweryfikować czy nie mam zbyt wysokich wymagań. Wizualizacja wyraźnie pokazuje: w środku mają być bąbelki, po bokach jest taki kawowo brązowy kożuszek.


Czy ja coś wcześniej przeoczyłam?

Ok, sypię kawę, zalewam tym wrzątkiem.... ( najwyżej dostanę raka )... No coś tu jest, takie lekkie szumowinki!
Przypominam sobie, że normalna kawa rozpuszczalna nawet tego nie ma. To więc to jest ta pianka? Dolewam mleka, mieszam. Pozostaje ławica bąbelków na środku. Po kożuszku ani śladu...


Tak więc to jest to?
Udało się, chyba...

Nie potrafię sobie przypomnieć czy może jednak moje zbyt wysokie oczekiwania kazały mi zignorować przy 2 poprzednich próbach tę skromną piankę, ale jednak piankę???

A niech to!

Muszę powtórzyć procedurę. Nie chcę dostać raka, nie mogę lać wrzątku! Może jednak w dniu 1 i dniu 2 też było to coś co teraz widzę. Czyli pianka, pianka, Aaaaa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz