sobota, 30 stycznia 2010

Niedelikatne delikatesy

Też macie swoje dobrze znane, pobliskie, małe sklepiki? ...

Przedziwne miejsca,  do których wchodzicie jak na scenę.... Aktorzy na kolejne przedstawienie...
Nasza prywatna tragedia grecka z rytualnym kupowaniem pieczywa i sprawdzaniem daty przydatności do spożycia... Nasza dzisiejsza rola życia...
Otoczeni przez chór znajomych sprzedawczyń... Tych co wprowadzają element liryczny ( o jaki bobasek śliczny! ),  przewidują bieg zdarzeń  ( O, mamy tu produkty Pani marzeń... )...




 i za każdym razem się przyglądają... Patrzą, analizują, słuchają...

Stojąc na tej scenie słusznie ma się wrażenie, że nic nie umknie, nic nie zostanie zapomniane.

Ostatnio u nas napięcie się potęguje...

Jak dzieci, zdrowe?  A Pani to już dawno nie widziałyśmy! 
- Tak się obowiązkami podzieliliśmy...
- A wie Pani my to już myślałyśmy że Pani dzieci spakowała i wyjechała.
- ... / tu następuje moje zakłopotanie /
- No bo "mąż" tak długo sam przychodził  i robił zakupy na śniadanie!


Chwila, chwila, tylko co ja znowu zrobiłam?... Miłe Panie sobie myślą, że Zbója opuściłam!...


 Idę do kasy, kończyć rytuał. Z lekkim uśmiechem satysfakcji z dobrze odegranej roli schodzę ze sceny i wracam do domu...
Litość i Trwoga...
Mówię Zbójowi, żeby się przygotował do swojego przedstawienia...

- Zbój, kiedyś postanie tam znowu twoja noga. Widocznie wyglądasz im na przegranego życiowo... ale nie stresuj się jak będziesz kupował, choć chór Cię będzie bacznie obserwował.


- Bardzo śmieszne Skrzacie! Mam tam chodzić specjalnie w garniturze i krawacie?




Wy też takie perypetie macie?...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz