sobota, 20 lutego 2010

Zadyma 5 stopnia...

Jeżeli chcecie wiedzieć czy miałam miły dzień, to - nie dziękuję. Było fatalnie!


Zostałam sama z gromadą ( 2 to czasem za dużo ) dzieciaków, zupą z soczewicy, której nie chcieli jeść i super planem upieczenia babki ziemniaczanej.

W ciągu adrenaliny po spacerze obrałam te cebule i czosnki, utarłam sobie palce i 2 kg ziemniaków, nabałaganiłam, nachlapałam, nagrzałam piekarnik... 5 razy opędzałam się od A-ha, który próbował mi coś majstrować przy tempearturze...

 i stało się...




Mój przepis na katastrofę: Chwila nieuwagi, 275 stopni, zadymienie totalne po otwarciu piekarnika... złoszczenie i złorzeczenie. Resztki optymizmu wywiało przez okno 20 minutowe wietrzenie pokoju...

i tylko potem musiałam jeszcze narysować to wszystko...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz