Pamiętacie starego bibliotekarza Brooksa ze "Skazanych na Shawshank"??
Wczoraj na mieście powinnam była umieścić gdzieś napis "Skrzat tu był"... Zaznał 2 godziny wieczornej wolności, pierwsze od ponad roku i czuł się jak na przepustce.
Miał wrażenie, że ludzie widzą, że on tu nie pasuje, że coś jest nie tak. Jest postacią z zupełnie innej bajki. Przygląda się bacznie wszystkiemu i wszystkim... Tyle ludzi, tyle świateł...
Jechał tramwajem i nie wiedział gdzie ma trzymać ręce. Sam ze sobą czuł się niekomfortowo. Gdzieś w mózgu zatarły się szlaki odpowiedzialne za automatyzację. Co mam robić? trzymać się nisko, wysoko? Czy wszyscy na mnie patrzą i widzą?... Ja nie jestem stąd...
A to przecież mogłaby być przyjemna wycieczka...
Skrzat wyobraził sobie to byłoby uczucie, tak wsiąść wieczorem razem ze Zbójem w tramwaj i pojechać w miasto i łazić, łazić, łazić do nocy...
A potem od razu przypomniało mu się, że w domu czekają chłopcy. A-ha pewnie podchodzi do łóżka i pokazuje paluszkiem na miejsce, w którym mama go usypia: To to to...
... trzeba wracać do domu...uff...nareszcie
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz