Problem jest taki, że pracować mniej u nas się nie da.
I broń Boże nie chodzi o to, że mniej jakościowo. Po prostu mądrzej, elastyczniej, nie tracąc czasu na głupoty- w lepiej zarządzanej firmie.
Tam gdzie młoda mama może dzielić etat ( bo w domu jak małe zasną zrobi swoje pół dniówki ), gdzie szef rozumie, że aby być kreatywnym trzeba dać czasem sobie odpocząć i to przymusowo, albo, że pracownik, który wkłada całe serce w to co robi szybko się wypali, jeżeli zostanie wyeksploatowany za prawie darmo...
Wszyscy musimy gonić w tym wyścigu, bo jak kujony w klasie, przodownicy pracy i ich idiotyczne standardy oparte na samoumęczeniu to u nas norma...
Ale to nasz kraik...
Są jeszcze kraje, które są rajem na Ziemi. Jak taka Norwegia.
Tylko jak wczoraj doniosły gazety, i ten raj potrafimy zepsuć...
Nie dziwię się wkurzeniu Norwegów. Głupio, że wypracowywana latami kultura poszanowania pracownika i luźnego dystansu do pracy właśnie biorą w łeb, przez naszą głodną tyrania do nocy siłę roboczą.
Niestety, pracodawca jest jak dziecko. Nie zna pojęcia zaniżania standardów. On stawia na ilość, ilość, ILOŚĆ...
Całą grozę sytuacji przekładam sobie na domowe piekiełko. Takie, które właśnie obróciłoby w ruinę, wszystko na co 2 lata pracuję bez limitów godzin.... Bajka zaczyna się tak: Przychodzi do nas Pani Ciocia. Dobra Ciocia.
- Oj, mama nie pozwala wam już więcej oglądać bajek, A to nic, robimy co chcemy, oglądamy!
...
- Czemu mama wam rozcieńcza soki wodą. Cukier nie szkodzi, cukier krzepi! Pijcie moje cukiereczki...
...
- Oj, mama nie pozwala wam już jeść po kolacji słodyczy... A to przykro... Kto chce Mambę?
Kończy się to tak...
- Skrzatki, posłuchajcie mnie!...
Uff... na szczęście to tylko fantazja... Nie zazdroszczę Norwegom. E-e, ani- ani...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz