wtorek, 16 marca 2010

Skrzat Sinozęby...

Jakbym miała sine zęby, to bym mogła nadawać do bloga bezpośrednio ze swojej głowy. Jeden Bloetooth by mi wystarczył. Bezproblemowy upload myśli i może doszłabym do mojej wydajności z początków pisania, kiedy 2 posty dziennie to była norma ( nie do wiary! )... Jak Król Harald sygnujący nowe technologie też byłabym sławna z łączenia niemożliwego- różnych inkarnacji domowej pracy, chwili relaksu przy gazecie i pracy, blogowania i gotowania i innych...

Obecnie jednak pracuję dla Dobra Ludzkości jako tester zasady, że praca kreatywna wymaga przymusowego urlopu, a pracownik brzydko mówiąc zjebany, im bardziej się stara, tym bardziej psuje. Wtedy lepiej nie tykać ani rysowania, ani gotowania, bo reputację ma się tylko jedną. A potem trzeba zmieniać login i awatar i zaczynać internetowe życie od nowa, albo mówiąc metaforycznie zjeść to co się samemu zgotowało...



Co do mojej słabej produktywności, to ma ona łatwo wytłumaczalną fizyczną przyczynę ( jak niemal wszystkie nadprzyrodzone zjawiska na świecie ).

Ostatnio nasze dzielone naczynia połączone to takie czary goryczy. Nadmiar pracy Zbója, przelewa się na mnie i ilość czynności w ciągu dnia do wykonania. Nie ma miejsca na błyskotliwe rozmyślania, kiedy problemem dnia jest to, jak usmażyc obiadowego klasyka / który trochę u nas został zapomniany w kulinarnych orientalnych eksperymentach / przy dzieciach włażących na komputer, wypadających z łożeczka górą, albo tupiących po stole. Rekord czasu w obtaczaniu kotletów w panierce!-  Koniecznie wykonać, bo dawno nie było.

Zjadalność gwarantowana, w przeciwieństwie do masali z pikantnymi piklami mango - wczorajszej mieszanki intuicji i zaganiania, która miała dosyć nieoczekiwany smak kulinarnej awangardy.

Wszystko, co jest prawie bardzo dobre musi godzić w ambicję udomowionego Skrzata ( na tak wąskim polu do wykazania się ).

Całe szczęście, że dzisiaj nie zagłodzę dzieci! Otóż świeży szpinak to będą tajemnicze listki rekomendowane przez zebrę Martiego z Madagaskaru! Dzięki temu ( jest środek dnia kiedy to piszę ) siedzę sobie oto tutaj, gadam o rzeczach, na które fizycznie nie mam czasu, w ten sposób marnując go jeszcze bardziej. Ratuje mnie myśl, że nie muszę się dwoić na odzielne warzywka dla mniej i bardziej wybrednych konsumentów.

Całe szczęście, że Świnka Peppa też je z zapałem sałatkę!

Dlatego pomimo całego lamentu na zapychanie kieszeni sprytnym producentom drogich zabawek na filmowej licencji ja śmiem twierdzić, wbrew lekko alternatywnym deklaracjom, że tu nie zadziałają ekologiczne drewniane klocki położone przy talerzu!... Za to taki zebra Marti- maskotka siedząc z nami przy stole i pałaszując pluszową buzią szpinak dałby od razu zwrot poniesionego na siebie nakładu, będąc dobrym przykładem dla Ejka... Nie ma to jak kupić dziecku autorytet! Co za czasy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz