Teraz jestem Pani Zbójowa.
Wżeniłam się w widoczną w nazwisku tradycję pasania kopytnych, z artystycznym zacięciem.Postawiliśmy na ślubną nonszalancję dla maksymalizacji spontanicznej radości i minimalizacji stresu.
Aby nie obrażać tradycjonalistów brakiem sakramentalnego weselicha zrobiliśmy akcję z lekkiej zaczajki. Pierwszy plan nie przewidywał gości, ale od słowa do słowa uzbierała nam się super grupka spontanolubnych indywiduów.
Ogólnie jednak postanowiliśmy nie zapraszać staroci, a już prastaroci to w ogóle.
Dlatego kiedy po fakcie babcia zorientowała się, że coś ją ominęło zapytała się ( ale bez urazy ):
- No, ale przecież byś mnie nie wygoniła?
- Yyy...
Ci co nas znali, tego się spodziewali. Koszulka "dark personality" i szampan na moście w drodze z buta na miasto. Fajnie było :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz