I nie myślcie, że jest to jakaś tania autoerotyka rodem z American Pie, albo typowo polskie historie o pochopnej implementacji programu rozkoszy zakończonego złamaniem kaszanki!...
Ja po prostu zdradzam kilka z symptomów wyszczegolnionych w ankiecie, badającej uzależnienie od jedzeniowej pornografii.
- podszyte poczuciem winy, dostarczające satysfakcji oglądanie zdjęć cudzego, nagiego jedzenia na talerzu...
- nadmierne pochłonięcie czasu i uwagi przez te ośmiorniczki i desery uniemożliwiające skupienie się na pracy/ dzieciach/ blogach/ praniu/ sprzątaniu*
( niepotrzebne skreślić )...
- fantazjowanie na temat jedzenia, gotowania, kompozycji przypraw, tekstury ryby, polewania tego sosem, grzebania widelcem w kuskusie, szukania przepisów w bogatym zbiorze ilustrowanych przepisów kuchni świata z gazety wyborczej...Aaaa...
- nieopanowane kupowanie składników potraw, potencjalnych składników potrw, nigdy nie użytych składników potraw a w końcu zupełnie niepotrzebnych w tym miesiącu składników potraw, znowu pomieszane z poczuciem wewnętrznej słabości ( potem znajomi misjonarze wysokiej moralności ostentacyjnie zapisują się do grup "Nie marnuj jedzenia!...co we mnie dodatkowo uderza... kurcze, co zrobię, że odbieram to tak personalnie! )...
Jak w Kung Fu Pandzie, można by rzec tylko "szkoda, że mam takie małe usta"...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz