My często mijamy taki lokal. Może się nazywać "Pod Kamerzystą"...
Już z daleka obstawiamy zakłady, czy będzie siedzieć jedna, dwie a może nawet trzy pary. Zazwyczaj nie siedzi nikt. Tylko smutny kelner stoi samotnie we wnętrzu patrząc gdzieś w przestrzeń za szybą. Wtedy i nam robi się troszkę smutno.
Żal nam kamerzysty. Długo już leżą i czekają na nas tam te kaczki i kluski śląskie. Niedoczekanie ich...
Instynkt samozachowawczy jednak jest silniejszy od porywów serca. Uronimy łezkę i dalej w drogę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz