Nie żebym była zaskoczona tym faktem. Odżywam blogowo- choć to może pochopne założenie biorąc pod uwagę pierwszy wpis po wielu latach.
Mogę za to podzielić się wielką mądrością jaka wypełniła mnie w momencie kiedy te 3 lata temu wypuściłam dzieci na wolność, wróciłam do pracy i skończyłam pisać.
Praca pożera moce twórcze ( kurcze ).
Po latach największym wysiłkiem wieczoru okazuje się walka o to, aby przypadkiem nie zasnąć na kanapie z szyjoskrętem, w oparciu o Zbója i przy okazji po raz kolejny przekonać się, że telewizja jest tak zaprogramowana, że czegokolwiek nie włączysz to za 15- 20 minut i tak będą reklamy.
Granie i gotowanie odpada. Są to bowiem czynności ( wymagające pewnego wysiłku i zaangażowania ), w przeciwieństwie do leżenia, jako idealnej formy bezczynności.
Blogowanie odpadło jako pierwsze.
W związku z tym znowu nie umiem nic narysować, więc czuję się jak moje dzieci obecnie w zerówce i pierwszej klasie- rozdarte między chęcią tworzenia, a realną świadomością własnej niedoskonałości.
Mam za to garść tematów w związku z rozpoczęciem szkoły. Świat miał się skończyć, a się jednak nie skończył. Jakimś cudem wszystko toczy się dalej.
Wkroczyliśmy w etap, który zawsze wydawał mi się tak potwornie ważny. Po chwilowej euforii i złudnym poczuciu, że wszystko mamy pod kontrolą pojawiają się pewne małe przerywniki- jak te wspomniane reklamy wybijające z usypiającego letargu- przypominające, że czujność trzeba zachować zawsze. Chwała im.
Moje młodsze dziecko, zwane kiedyś Pymonkiem, a teraz już raczej Tymonem jako najciekawszą część zerówkowego dnia narysowało mniej więcej to:
obiad
W związku z tym chyba znowu mam o czym pisać :-)